Kurs języka angielskiego w Oxford
O wyjeździe na kurs myślałam z dużą nadzieją, ale i z obawami, czy sobie poradzę językowo. Jechałyśmy do Wielkiej Brytanii we dwie: moja koleżanka ze szkoły, nauczycielka języka angielskiego, Ewa, i ja. To Ewa znalazła nam szkołę w Oxfordzie. Każda z nas uczęszczała na inny kurs, ja dla średnio zaawansowanych, ona dla nauczycieli. Mieszkałyśmy z angielskim małżeństwem, w piętrowym domu, który znajdował się 20 minut drogi od naszej szkoły i ścisłego centrum. Każda z nas miała własny pokój, było czysto oraz cicho.
W mojej grupie najwięcej uczniów było z Chin, ale były też osoby z Iranu, Rosji, Arabii Saudyjskiej i Włoch. Na zajęciach nauczyciele często pytali nas o to, jak dana sytuacja wygląda w naszych krajach, dowiedziałam się więc sporo o innych częściach świata i nie była to wiedza z mediów czy podręczników. Sam Oxford jest zadbanym, pięknym, starym miastem, z mnóstwem rowerzystów pędzących jeden za drugim po wąziutkich ścieżkach rowerowych. Przejście przez ulicę stanowi tam duże wyzwanie, bo na większości przejść nie ma świateł sygnalizacyjnych. Do tego musiałyśmy pamiętać, że ruch jest tam lewostronny. Jest tam wiele miejsc wartych odwiedzenia – pachnący ziołami i kwiatami Ogród Botaniczny, stary Christ Church Meadow, Queens College – można by długo wymieniać. Odwiedziłyśmy również znane na całym świecie wydawnictwo Oxford Press, z podręczników którego uczą się m. in. nasi uczniowie w Opolu. Wyjazd dał mi bardzo dużo, w sensie językowym, krajoznawczym i kulturowym. Upadły pewne stereotypy, które nosiłam w głowie – np. Anglicy okazali się bardzo przyjaźni, życzliwi i dbający o codzienną kulturę współżycia społecznego – uśmiech, słowa powitania, kontakt wzrokowy z drugim człowiekiem to podstawy tamtejszych relacji. Cieszę się, że mogłam tam być, chłonąć tamtejszy klimat i zachwycać się Zieloną Wyspą.